właśnie odkrywałam. Rzuciłam narzeczonego, bo rozpraszało mnie, że siedzi na dole i czeka na mnie po zajęciach. Nie miałam już zresztą o czym z nim rozmawiać; nie znał świata, który pochłonął mnie całkowicie.<br>Pamiętam zajęcia z Janem Kreczmarem, moim pierwszym profesorem. Spotkania te polegały na pisaniu, reżyserowaniu i graniu najbardziej intymnych i dramatycznych przeżyć z naszego życia. Przychodziliśmy w trykotach, dziewczęta nie umalowane, niczego nie dało się ukryć. Czego tam nie było! Gwałty, porwania, pijani ojcowie, rozstania. Reżyserowaliśmy się nawzajem, zdradzając najintymniejsze szczegóły z naszej biografii, sprzedając całe swoje życie...<br>Któregoś dnia profesor Kreczmar zaczął coś w rodzaju psychozabawy. Zadawał pytania