z nieprzeniknionego mroku wynurzają się wychudzone sylwetki w podartej odzieży, mężczyźni w zmurszałych paltach, dzieci pozawijane w kokony koców, zabrudzonej pościeli, kobiety w samych halkach, koszulach nocnych i narzuconych na nie strzępach futer. <br><br>Zbliżał się ponury kondukt, zmęczony tłum z jakiegoś żałobnego wiecu. Po chwili rozpoznawałem już poszczególne twarze; oczy iskrzyły się od chorób, zapalały od kontaktu ze światłem, postaci wyciągały w moim kierunku kikuty rąk obandażowane szmatami i niemo poruszały ustami, jakby powietrze było czymś, co można ugryźć, zjeść. <br>Nie byłem pewien, czy to, co widziałem i słyszałem, widzieli i słyszeli inni, być może poddawałem się nastrojowi chwili, ulegałem podszeptom