pokazała się im, ku ich rozczarowaniu, ukryta za czerwoną zasłoną,<br>ale ja ją widziałem: stała przy balustradzie starego butwiejącego domu, z głową jakby pochyloną pod ciężarem dwóch czarnych warkoczy, w jasnej bluzce z bogatą kryzką i w zielonym sarongu, spowijającym ciasno jej biodra, i przemieniała się w Sonię, i kochałem ją, ja, oficer marynarki handlowej, w białym mundurze, bo na oceanach i morzach, i w portach Południa te ciemne, granatowe, wiszą w szafach, i miały nade mną władzę inne szaleństwa niż Almayerowskie, moje własne, nie wątpiłem więc ani chwili, że będzie moją żoną, że jako pani kapitanowa, królując na balach, przyćmi wszystkie