kolei oni zapraszali mnie na statek, choć widać było, że bardzo chcą zobaczyć jacht.<br> Ponieważ zrobiło się piekielnie późno, wsadziłem obu do taksówki, umówiwszy się w szczegółach na następny dzień. Nim ugrzeczniony Japończyk ruszył, usłyszałem jeszcze pełne serdecznej troski:<br> - Panie Andrzeju, co można przynieść ze sobą? Czego panu brakuje na jachcie?<br> Miałem wszystko, czego dusza zapragnie. Dostałem niedawno czek za fotografie. Ale przecież gdybym nawet naprawdę miał wszystko, nie miałem rzeczy najlepszej na świecie. Nachyliłem się i powiedziałem:<br> - Jeśli można prosić, to bochenek polskiego chleba. Czarnego jak ziemia i twardego jak kamień. - Nim skończyłem, przytomnie przypomniałem sobie, że nie samym chlebem