piętro niżej i dopiero tam ściągnęli windę. Oboje milczeniem pokrywali nie dopowiedziane. Stęchły piwniczny korytarz, ciężkie, obite blachą drzwi. Tosiek wyciągnął z kieszeni klucz, przekręcił. Na sznurach bielały prześcieradła. Ich bielizna, dawno już powieszona. Przez kogo, przez Tośka? Niczym nieruchome żagle, pomyślała.<br>- Zamknij na zasuwę, babusiu, i staraj się być jak najciszej. Nas tu nie ma.<br>Otworzył drzwiczki pieca pod kotłem, trzasnęła zapałka. W palcach Tośka niewielka, pokryta drobnym, gęstym drukiem kartka. Płomyk objął ją szybko. Chłopak wsuwał w ogień zszywki, jedna za drugą, grubsze i cieńsze. Broszurka paliła się wolniej, ogień przysmalił jedynie brzegi i zgasł. Dopiero po trzeciej zapałce