woskiem; ma jakieś branzle, kiedry, futrówkę. Cholera...<br>Deptał powygryzane przez wojnę flizy chodników śródmieścia, krążył z pięściami wbitymi w kieszenie kurtki, coraz przycinał zębami płowy wąsik, nie mógł pogodzić się z losem.<br>Uznawał się za przeznaczonego do czynów wielkich i chociaż natura poskąpiła mu postaci, czyniąc go mikrusowatym i białym jak marynowany śledź, duszę wlała weń szeroką. Widział siebie przelatującego konno przez ucichłe w trwodze miasteczka, gnającego na ognistym rumaku lub pancernym samochodem w otoczeniu drużyny straceńców, walczących nie tyle może za ojczyznę, co z nieprzepartej miłości do samej wojaczki.<br>Chciał mieć dużo pieniędzy, którymi by pomiatał, i kobiet, z którymi