Lot, Kruszynka, Cichy, Olbrzymek, Juno i Sokół. Ja się nazywałem inaczej. Proszę słuchać. Jak go już dziabnęli, Kutscherę, to dwóch naszych rannych, właśnie Cichego i Lota, władowali na Pradze do Przemienienia Pańskiego. Tym samym postrzelanym oplem-kapitanem, którym wyrwali z Szucha po robocie. Władowali, a sami z powrotem do miasta, jakby im coś na mózg siadło, pewnie kombinowali, że pościg idzie od miasta i na wóz, co rżnie Poniatowskim do Śródmieścia, nikt ani nie spojrzy. No i nadziali się na moście. Na kordon żandarmskich wozów. Sokół chciał wykręcić, zawadził maską o barierę, i klops. No i tak, mówię klops, to klops