i obserwując górę, z której rzeczywiście płynęło jakieś łagodne światło, jednak wydało mi się, że to fenomen jakiś naturalny, związany z księżycowym światłem, zalewającym w bezchmurną noc całą okolicę. Już dobrze było po północy, gdyśmy je dokładniej ujrzeli: gdzieś w jednej trzeciej ściany zajaśniał otwór jakoby wielkiego, oświetlonego kandelabrem okna, jednakowoż o dosyć nieregularnych kształtach. Na tle światła widać było jakąś postać, która zdawała się nas przyzywać. Uznałem, że albo to znak od Sił Niebieskich, zatem obowiązkiem naszym iść na ich wezwanie, albo od Mocy Piekielnych, przeto udawszy się tam z Sanctissimum zmierzymy się z Diabelskim Nasieniem jako Rycerze Chrystusa, wreszcie