kantorku zastali Iwana, który pisał, i Sumczaka. Ten stał przy oknie pogwizdując w zamyśleniu.<br>Gdy mu dali kartkę od prezesa, długo ją w palcach obracał zerkając niepewnie na Iwana, wreszcie powiedział:<br>- No to chodźmy.<br>Wyszli. Na "łączce" wszyscy patrzyli z zazdrością, jak szli: gruby Sumczak pośrodku, mały suchy cieśla z jednej strony, a z drugiej syn jego - wysoki, chudy, ni to Cygan, ni to Żyd.<br>- Do roboty prowadzi - mówili. - To się tym dwóm upiekło !<br>A Sumczak wypytując, jak to się stało, że prezes o nich prosi, prowadził na plac drzewny i tu dopiero między "rejami" przystanął.<br>- W złą godzinę przychodzicie. Pandera