Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
mimo tych nieszczęsnych "Map pilotowych" dożeglujemy do San Francisco w przyzwoitym czasie. Ale nie mniej jest ważne, że odkąd odmienił się nasz los, zaczęliśmy, mam tu głównie siebie na myśli, żyć.
Świeci słońce! Niewiele go wprawdzie, ale nie żądamy zbyt dużo. Widać chmury. Chmury, a nie jak przez miesiąc siwą jednostajną powłokę, szczelnie dociśniętą do horyzontu. Fale nabrały kolorów, są zielone, niebieskie, czasem seledynowe. Ptaki, jakie krążą nad "Nord", nie są żałobnie czarne jak dotąd, ale granatowe, brązowe, siwe.
Zaczęliśmy widzieć, zaczęliśmy odczuwać, oddano nam zmysły. Kiedy jest się przez tysiące mil samemu pod niebem i wśród oceanu, doznaje się szczególnego
mimo tych nieszczęsnych "Map pilotowych" dożeglujemy do San Francisco w przyzwoitym czasie. Ale nie mniej jest ważne, że odkąd odmienił się nasz los, zaczęliśmy, mam tu głównie siebie na myśli, żyć.<br> Świeci słońce! Niewiele go wprawdzie, ale nie żądamy zbyt dużo. Widać chmury. Chmury, a nie jak przez miesiąc siwą jednostajną powłokę, szczelnie dociśniętą do horyzontu. Fale nabrały kolorów, są zielone, niebieskie, czasem seledynowe. Ptaki, jakie krążą nad "Nord", nie są żałobnie czarne jak dotąd, ale granatowe, brązowe, siwe.<br> Zaczęliśmy widzieć, zaczęliśmy odczuwać, oddano nam zmysły. Kiedy jest się przez tysiące mil samemu pod niebem i wśród oceanu, doznaje się szczególnego
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego