garderoby. Zaczynał się zwykły poobiedni ruch, beznadziejnie nudny, pozbawiony niespodzianek. Wszystko było jakby ułożone z góry. Goście wchodzili do garderoby, rzucali futra i kapelusze na ladę kontuaru, zachodzili na chwilę do toalety i budki telefonicznej, po czym, jakby przesiewani przez skomplikowany młyn, rozchodzili się i łączyli w grupy <page nr=220>.<br>Więc na jedynkę szli pośrednicy wszelkiego rodzaju, typ gościa najbardziej znienawidzony przez kelnerów. Tu właśnie załatwiali swoje interesy. Przesiadali się z jednego stołu do drugiego, błądzili po całym rewirze, pytali się, czy był taki lub owaki pan, prosili kelnerów, by im dali znać, gdy przyjdzie. W. garderobie stale ktoś na nich czekał - byli