Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
mój przyjaciel nie
uginał się pod brzemieniem, abym sam nie upadł i nie pogubił kapci.
Ażebym był bezwzględnie przytomny, tak, odpowiedzialny, tak, panowie psychiatrzy,
przytomny i odpowiedzialny do ostatniej chwili.
To nie była krótka droga.
To była długa droga zwana Dolorosa.
Więc zasapaliśmy się obaj z makizem, niepokonanym człowiekiem z
kacetu.
To on złożył moje kości na pościeli i przykrył karmazynową
banderą.
Po czym łagodnym ruchem, tak jak to czyni się umarłym, zamknął mi
powieki...
Na ulicy Taszkientu spotkałem mojego ojca.
Był w kufajce.
Twarz miał zmęczoną, zniszczoną i smutną.
Wcale się nie ucieszył z naszego spotkania.
- Wyjaśnij mi tylko jedno
mój przyjaciel nie<br>uginał się pod brzemieniem, abym sam nie upadł i nie pogubił kapci.<br> Ażebym był bezwzględnie przytomny, tak, odpowiedzialny, tak, panowie psychiatrzy, <br>przytomny i odpowiedzialny do ostatniej chwili.<br> To nie była krótka droga.<br> To była długa droga zwana Dolorosa.<br> Więc zasapaliśmy się obaj z makizem, niepokonanym człowiekiem z<br>kacetu.<br> To on złożył moje kości na pościeli i przykrył karmazynową<br>banderą.<br> Po czym łagodnym ruchem, tak jak to czyni się umarłym, zamknął mi<br>powieki...<br> Na ulicy Taszkientu spotkałem mojego ojca.<br> Był w kufajce.<br> Twarz miał zmęczoną, zniszczoną i smutną.<br> Wcale się nie ucieszył z naszego spotkania.<br> - Wyjaśnij mi tylko jedno
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego