szukałam pomocy wyłącznie doraźnej, domagałam się leczenia objawowego. Na zasadzie - źle się czujesz, bierz receptę, wsyp w siebie określoną działkę prochów i czekaj, aż ci przejdzie, a potem jazda dalej. Jakoś nie brałam sobie zbytnio do serca tych złowieszczo-brzmiących medycznych określeń i pojęć. <br>Jest takie ładne francuskie wyrażenie - mieć kafary. To jak po naszemu chandra, trochę więcej niż muchy w nosie. I ja te moje psychiczne przyłamania, kryzysy, przynajmniej do pewnego momentu, traktowałam trochę w ten sposób. <br>Bardziej interesowało mnie źródło tych doznań, bezpośrednie ich przyczyny. Koncentrowałam się raczej na usiłowaniach w kierunku zmiany nie najweselszych warunków mojego życia, czyniąc