dochodzić, zniewag mścić albo Falkę mi odbierać, niechaj do Claremont przybywa.<br>- Ja tam przybędę!<br>- Będę tam czekał. A teraz wynoście się stąd.<br> - Bali się go. Potwornie się go bali. Czułam bijący od nich strach.<br>Kelpie zarżała głośno, szarpnęła łbem.<br>- Było ich czterech, uzbrojonych po zęby. A on jeden, w pocerowanych kalesonach i wystrzępionej koszulinie z przykrótkimi rękawami. Byłby śmieszny, gdyby... Gdyby nie był straszny.<br>Vysogota milczał, mrużąc załzawione od wiatru oczy. Stali na wzniesieniu, górującym nad bagnami Pereplutu, niedaleko od miejsca, gdzie dwa tygodnie temu starzec znalazł Ciri. Wiatr kładł trzciny, marszczył wodę na rozlewiskach rzeki. <br>- Jeden z tych czterech - podjęła