wielkimi dziurami, chrupiąca bułeczka posmarowana barokowo masełkiem, rzodkieweczki posolone leciuchno, dwa rubensowskie pomidory. I kakałko do tego - gorące, z cukrem. Czasami żałował, że wyprowadził się od rodziców. Matka spoglądała z zadowoleniem na syna, choć w jej oczach widać było prośbę, żeby synuś zaczął coś mówić. A synuś milczał, pochłonięty nadrabianiem kalorycznych zaległości.<br>- Wczoraj był lekarz - zagadnęła w końcu. - Powiedział, że wszystko dobrze, ale musisz poleżeć jeszcze w łóżku. Ma zajrzeć wieczorem.<br>- Uhmm - przytaknął z kęsem bułki w ustach.<br>- Zbada cię, przepisze lekarstwa. Pamiętaj, masz brać, tak jak ci każe. Ja muszę już iść. Kierownik i tak ledwo zgodził się mnie zwolnić