jak zziębnięty ptaszek, którego dopadł zły los w drodze do ciepłych krajów. Mrugał smutnymi ślepkami. Zmarkotniały do cna.<br>- Zaraz będzie wrzątek - powiedział Jurek. - Wstawaj... Pobiegamy...<br>- Nie chcę...<br>- Wstawaj, bo dam ci w ucho! Biegniemy... Rozgrzejesz się. Do biegu, gotowi... Hop!<br>Puścili się między koczującą gromadę, biegli klucząc, omijając siedzących, przeskakując kałuże, pryskając błotem spod stóp. Pęd ich porywał i niósł. Ścigali się zapamiętale, choć było ślisko, nawilgłe kępy traw obsypywały ich deszczem, smagały gołe kolana. Mariuszkowi zbrakło tchu.<br><br>- Kolka! Czekaj, Jurik... Kolka kłuje!<br>Przystanęli zasapani. Odetchnęli nieco i poczłapali dalej przez rozmigotane trawy.<br>- Jurek. Nie żaden Jurik. Mógłbyś się nauczyć mówić