na błoniu krowy przerzucające rogami coraz dalej za las słońce, gęsi skubiące w rzece pozieleniały obłok, dzięcioła budzącego co rano wiecznie zaspaną starą jabłoń, czaiła się druga i trzecia twarz.<br> 0 tej pierwszej wiedziałem prawie wszystko, wyjąwszy owo zagapienie się na Chrystusa wydłubanego z kapliczki, któremu dziadek od sąsiada łatał kawałkiem deski dziurawe plecy, i sroki dawnego proboszcza, która na ludzi z przysiółka, wypasających plebańskie łąki, wołała: złodzieje, złodzieje!<br> Również ta druga twarz, zachodząca po trosze na pierwszą, była mi znana.<br> Tak sobie od dawna wyobrażałem twarz człowieka, który przy ludziach całuje poranione stopy, śpiewa kościelne psalmy, obwiązuje psom zmiażdżone łapy