siadł mu na popędzie,<br>całkiem przydusił mu libido,<br>lecz - żeby całą prawdę rzec -<br>chociaż mu brakło męskich zalet,<br>baby marzyły mu się stale.<br>Szczególnie, ach!, blondyna rosła,<br>która by - z dupą jak wierzeje -<br>przed sobą cyc ogromny niosła<br>jak średnia dynia, gdy dojrzeje!<br>Śnił taką niezliczone noce,<br>a rankiem własne klął niemoce,<br>wiedząc, że gdy się do niej zbliży,<br>piekielna zdolność analizy<br>znów spowoduje wielki kryzys.<br>Z tych zbliżeń wciąż miał taki zysk,<br>że rozsierdzone brakiem bóstwo<br>raz po raz mu dawało w pysk<br>za mimowolne to oszustwo.<br>W końcu pomyślał: Absurd dziki!<br>Stale spuchnięte mam pół twarzy!<br>Trzeba się wyrzec