ramię, sapiąc i dławiąc <br>się zmęczeniem i - teraz dopiero - potężnym, <br>obezwładniającym uczuciem ulgi.<br>- Nie wydychasz do jutra, kurduplu - wykrztusił wreszcie <br>Pinokio.<br>- Oberwałeś, chudzielcu - kontynuował myśl <br>Adam. - Żeber nie porachujesz. Położyłem cię.<br>- Należało ci się - kiwnął głową <br>okularnik. - Popamiętasz.<br>- Dostałeś za swoje - zgodził się Adam.<br>Umilkli.<br>Za oknem ktoś przeszedł, zachrobotał klamką u drzwi.<br>Czekali, popatrując na siebie, w okno, w górę na <br>schody.<br>- Jasna zaraza! - zezłościł się Pinokio, <br>gdy już byli pewni, że są sami. - Musiałeś <br>tak spuchnąć na gębie? Facjata jak u oprycha.<br>- Ze ślepym się biłem - wzruszył ramionami <br>Adam. - Wie taki, gdzie wali? Za dwóch musiałem uważać, <br>by oczka