przez podwórko do stodoły, która zamykała obejście od zachodu. Zbudował ją jeszcze wujek Roch. Od kiedy Zdzichu rozbił fiata, stała pusta. Teraz jednak w półmroku majaczyły w niej jakieś kształty. Poczułem mocny zapach konia - wilgotną sierść, świeże końskie pączki. <br>Tola otworzyła jedno skrzydło wrót, wpuszczając światło do środka. Większą część klepiska zajmował wóz, staroświecki, na drewnianych kołach z metalowymi obręczami. Obok, przywiązany do kłonicy, stał gniady koń. W poprzek drewnianych burt wozu, na desce służącej do siedzenia, leżał worek wypełniony słomą; z jego szczytu łypał na nas ślepiami biało-żółty, kudłaty kundel. Dostrzegłem też bat. Czarny, z supełkami na rzemyku i