drzwi do jadalni dobiegał go basowy śmiech i pełne namaszczenia strzępy zdań. Chyba tu ostatni raz jestem - myślał z ulgą. Ileż razy stał na schodach i witał podjeżdżających gości, ściskał dłonie, park migotał kolorowymi światełkami, orkiestra grała stare walce, chrzęścił żwir pod kołami samochodów, zapach spalin mieszał się z perfumami kobiet zaszytych w śliskie jedwabie. Miał to już za sobą, i ten nieszczęsny pokaz filmowy w czasie walk w Budapeszcie, rzędy pustych krzeseł. Musnęło wspomnienie wstydu, jaki przeżyli. Ale inne przyjęcia były udane, śliwowica i tokaj potrafiły rozruszać nawet powolnych Hindusów, tańczyli, śpiewali. Nie chciało im się odjeżdżać. Gdy wreszcie zostawali