przyznał Reynevan, zadziwiony bystrością Polaka. - Jeśli wam to nie wadzi.<br>- Co mi ma wadzić. Ster lewo na burt, Maryśka. Płyń pod Drozdowy Jaz.<br>Za Drozdowym Jazem rozciągało się rozległe starorzecze, całe pokryte dywanem żółto kwitnących grążeli. Nad starorzeczem snuła się mgła. Słychać było dalekie odgłosy rozbudzonego już oławskiego podgrodzia - pianie kogutów, ujadanie psów, podzwanianie metalu o metal, sygnaturkę.<br>Na dany znak Reynevan zeskoczył na chwiejny pomost. Szkuta otarła się o pale, rozgarnęła dziobem wodorosty, leniwie zawróciła na nurt.<br>- Groblą cały czas! - zawołał Wasserpolak. - A tak, by słonko mieć za plecami! Aż do mostu na Oławie, potem ku lasowi. Będzie strumyk, a