wyszło słońce. Siedziałam na ławce, gryzłam ćwiartkę chleba, popijałam mlekiem i schłam. Było mi coraz cieplej, siedziałam i czułam, jak śmierdzę: niewyspaniem, strachem, potem i ciągle jeszcze tym pieprzonym olejem. Nic go nie mogło spłukać. Uśmiechnięci ludzie, w szortach, w kostiumach, panienki w sukienkach w kwiatki, wszyscy pachnący, weseli, szli koło mnie tam i z powrotem, na molo i do miasta, szli, rozmawiali, cieszyli się życiem, a ja tam siedziałam i śmierdziałam, jak jakiś śmieć.<br>Zrobiło się ciepło, więc poszłam nad morze, umyłam się jak zwykle, przebrałam w tę moja kieckę i poszłam, gdzie trzeba. Był tam taki jeden bydlak, mówili