z zamku, gdzie w lochach ślepnął uwięziony polski kasztelan Bogusza, ruszyli na śpiące miasto z mieczami i pochodniami w dłoniach mordercy w krzyżami znaczonych płaszczach. Opowiadał, jak pod zdradzieckimi ciosami ginęli chłopi, którzy przybyli do miasta na jarmark Dominikiem zwany, jak padali na progach swych domostw gdańscy rybacy, garncarze i kołodzieje, jak ostatni z polskich rycerzy bronił się przed tłumem napastników na Wieży Św. Mikołaja, aż uległ przemocy i runął z wysokości w dół, na błoto przykościelnej ulicy. Wspomniał, jak krew zaczerwieniła miejskie kałuże i spływała strugami do rzeki, aż zrudziały jej nurty. <br>Tym straszniej brzmiała w uszach słuchacza ostatnia zwrotka