człowieku. Burza już <br>przeszła. A my musimy iść dalej. Musimy iść do Yat. Uszliśmy dopiero <br>nie więcej niż trzydzieści kilometrów. A to mało. To piekielnie <br>mało. Więc wstawaj, słyszysz? Wstawaj!<br><br>W końcu udało mu się podnieść Jeana. Zarzucił sobie jedno jego ramię <br>przez plecy, objął go w pasie. I zaczął komenderować: lewa, prawa, <br>Iewa, prawa... - jakby uczył go chodzić.<br><br>Jean był ciężki - bardzo ciężki. Ale wreszcie jakoś wpadł w rytm <br>i poszli naprzód: lewa, prawa, lewa, prawa, le-wa, pra-wa.<br><br><br>Szli niczym dwaj niedołężni starcy. Krok za krokiem, chwiejąc się, <br>zataczając. Ale szli. I nawet nieważne było, że w tym