jak tamci...! Pogotowie!!<br>- Oszalałaś, istna rzeźnia w pokoju, a ona ma żyć - zaprotestowałam, ale Alicja nie słuchała. Rzuciła się do telefonu, wezwała pogotowie, po czym odnalazła pana Muldgaarda. Ręce jej się trzęsły i wyglądała, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, co się stało.<br>Pogotowie przyjechało po paru minutach. Roztrzęsiona Alicja konwersowała z lekarzem, tym samym, który przyjechał do Włodzia i Marianne i który teraz na miejscu przeprowadzał jakieś tajemnicze zabiegi, przy czym pod koniec konwersacji na jej twarzy pojawił się dziwny wyraz jakby ostatecznego, nieodwracalnego osłupienia. Ze zdumieniem ujrzałam, jak ostrożnie kładą ciocię na noszach i wynoszą do sanitarki. Ledwo trzasnęły