nosie<br>jeździć. Nie wył też po nocach, choćby księżyc był jak bania, a nawet<br>gdy miał ktoś umrzeć we wsi. A spuściło go się z łańcucha, to nie gonił<br>na wieś, lecz przychodził do chałupy, kładł się pod stołem i leżał,<br>nieczuły na najbardziej pieszczotliwe słowa czy głaskania. Wtedy i kot<br>mógł bez obawy leżeć na przypiecku.<br> A już zwłaszcza nie znosił, gdy ktoś z domowników płakał. Łasił mu<br>się wówczas do nóg, wdrapywał się na kolana, obszczekiwał go lub<br>skamlał na zmianę, ale jakimś takim dziwnym skamleniem, że aż ciarki po<br>skórze przechodziły. Mówiło się wtedy, nie płacz, bo i