ognisku kuźniczym w hamerniach pana Sarrasin, gdzie było czarno od dymu, a głośno od huku młotów i dźwięku metalu... Zrazu, za skromną zapłatą, obsługiwał potężne miechy i czuwał nad dosypywaniem drzewnego węgla do palenisk, z czasem, gdy zwrócił na siebie uwagę zarówno siłą, jak zręcznością - dopuszczony został do młota i kowadła. Prawdziwie, zasmakował w nowej pracy Wnet jakoś zaprzyjaźnił się z Andrzejem Marteau.<br>Był to stary, brodaty człowiek, hutnik, jeden z najpierwszych w osadzie. Zaprosił on Derkacza do siebie Po pracy raz i drugi, na szklankę jabłecznika. Z ciekawością wysłuchiwał, gdy Derkacz - jak to umiał opowiadał o San Domingo, a także