jak leśny zwierz. Olo przyklęka za nim. Choć chroni go - nie wiedzieć przed czym - wysoki garb worka na plecach Ogórka, choć od lodowatej wody wiosennego poranka ciągnie chłód, w chwili gdy robi pierwsze kroki, wysuwając się na czystą, odkrytą przestrzeń, czuje uderzenie krwi, jakby wkładał głowę do buchające- go żarem krematoryjnego pieca. Ogląda się za siebie, jakby zostawił tam nie pożegnany świat, i poprzez gałęzie widzi odsłonięty przez szeroki wyrąb jaśniejszy u dołu paseczek nieba. Zbliża się świt.<br><page nr=70> Była noc, gdy Olo z traktu skręcił w dworską drogę. Maleńki, jakby uwieszony za wysoko księżyc znaczył niejasną smugę wąskiej, wydeptanej ścieżki, na