Ukrył się w bramie jakiegoś domu, gdzie leżało pełno<br>porozrzucanych skorup od jaj, i zaczął się uspokajać metodycznie; ale<br>na próżno: ciągle, uparcie właziło mu w oczy sto pięćdziesiąt czarnych<br>trykotów.<br><br><br> <br> Po wyjściu na ulicę dostał konwulsji, zbliżała się albowiem pora<br>noktambulicznego ataku. Osiełek rzucił się na wznak i, strzykając<br>krwawą pianą, tłukł rękoma o kamienie chodnika. Straszny to był widok:<br>ręcznik bielał na kształt arabskiego burnusa, z nogawek spodni<br>wypłynęły tasiemki niewiadomego pochodzenia, źrenice znikły, widać było<br>tylko białka oczu podobne do skorup od jaj.<br> Tłum współczujących zebrał się w okamgnieniu.<br> - Biedny człowiek.<br> - Patrzcie, jak on cierpi.<br> - Twierdzę, że to