o świcie czy zmierzchu, wjeżdżała karawana spóźnionych mudżahedinów, na kabulskim bazarze podnosił się lament. "Gulbuddin! Gulbuddin przyjechał!" - wołali ze strachem straganiarze i w pośpiechu zamykali kramy i kantory.<br>Komunistyczny rząd i Rosjanie, aby zniechęcić mieszkańców stolicy do mudżahedinów, przedstawiali Hekmatiara jako ich przywódcę i robili z niego diabła, afgańskie wcielenie krwiożerczego Czyngis-chana. Także Pakistańczycy, by uzasadnić przed Amerykanami, dlaczego pomijając innych komendantów, przekazują Hekmatiarowi przysyłane z Waszyngtonu karabiny i dolary, reklamowali go jako najstraszniejszego i najpotężniejszego z afgańskich komendantów, który jak nikt inny wzbudza trwogę wśród komunistów i potrafi zadać im zabójcze ciosy. Z taką reklamą Hekmatiar mógł, nie zważając