Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Podhalański
Nr: 6
Miejsce wydania: Zakopane
Rok: 1999
gorącą herbatą, tym razem z płatków róży i kwiatu lipowego (każda rodzina miała swoją receptę na "doskonałą" herbatę) ruszyłyśmy w ciemnościach przez zamarzniętą rzekę i dalej na południe ulicami opustoszałego miasta. Drogę oświetlał słup czerwonego ognia - płonęły jakieś składy z paliwem. Przez dobre kilka kilometrów, aż poza Szaflary towarzyszyła nam krwistoczerwona łuna pożaru. Jakoś raźniej było iść w świetle, zwłaszcza że o tej porze na drodze nie było jeszcze nikogo. Szło się w zupełnej samotności i ciszy śnieżnej nocy.
Ku zdumieniu sąsiadów, pojawiłyśmy się znów na wyśnim końcu Sobiczkowej. Zaczęło się oczekiwanie na ucieczkę okupanta. Tymczasem pod Tatrami nadal panował spokój
gorącą herbatą, tym razem z płatków róży i kwiatu lipowego (każda rodzina miała swoją receptę na "doskonałą" herbatę) ruszyłyśmy w ciemnościach przez zamarzniętą rzekę i dalej na południe ulicami opustoszałego miasta. Drogę oświetlał słup czerwonego ognia - płonęły jakieś składy z paliwem. Przez dobre kilka kilometrów, aż poza Szaflary towarzyszyła nam krwistoczerwona łuna pożaru. Jakoś raźniej było iść w świetle, zwłaszcza że o tej porze na drodze nie było jeszcze nikogo. Szło się w zupełnej samotności i ciszy śnieżnej nocy.<br>Ku zdumieniu sąsiadów, pojawiłyśmy się znów na &lt;dialect&gt;wyśnim&lt;/&gt; końcu Sobiczkowej. Zaczęło się oczekiwanie na ucieczkę okupanta. Tymczasem pod Tatrami nadal panował spokój
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego