Typ tekstu: Książka
Autor: Koral Danuta
Tytuł: Wydziedziczeni
Rok: 1997
się spod skrzydeł małżonki ciemnym świtem, oczywiście bez śniadania, i zaszywał w trzcinach tak konspiracyjnie, że nie było widać jego łódki. Pani Kasia, jak kokosz, która zgubiła swoje kurczęta, krążyła nad brzegiem jeziora już od siódmej rano i rozpaczliwym głosem nawoływała co jakiś czas:
- Zygmunt, Zygmunt!
Ale przyczajony w swojej kryjówce mąż nie odzywał się. Któregoś ranka spotkała ojca siedzącego na ławce nad brzegiem.
- Panie Edwardzie - zwróciła się do niego błagalnie. - Niech pan go zawoła, on pana posłucha. Przecież jeszcze nic nie jadł!
Ojciec dał się namówić i zawołał. Trzciny na przeciwległym brzegu rozchyliły się i pan Zygmunt wychynął z ponurą
się spod skrzydeł małżonki ciemnym świtem, oczywiście bez śniadania, i zaszywał w trzcinach tak konspiracyjnie, że nie było widać jego łódki. Pani Kasia, jak kokosz, która zgubiła swoje kurczęta, krążyła nad brzegiem jeziora już od siódmej rano i rozpaczliwym głosem nawoływała co jakiś czas:<br>- Zygmunt, Zygmunt!<br>Ale przyczajony w swojej kryjówce mąż nie odzywał się. Któregoś ranka spotkała ojca siedzącego na ławce nad brzegiem.<br>- Panie Edwardzie - zwróciła się do niego błagalnie. - Niech pan go zawoła, on pana posłucha. Przecież jeszcze nic nie jadł!<br>Ojciec dał się namówić i zawołał. Trzciny na przeciwległym brzegu rozchyliły się i pan Zygmunt wychynął z ponurą
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego