Przenigdy! Skonam raczej,<br>niż tego błazna ja wyznaczę!<br><br>Tu głos usłyszał stentorowy,<br>przebijający się przez wrzaski,<br>początku nie zrozumiał mowy,<br>wtem słyszy: biją mu oklaski!<br>A potem w ciszy wręcz grobowej<br>pułkownik Szmaciak kończy mowę:<br>By przerwać tę niesmaczną zwadę,<br>mam propozycję: ja pojadę!<br>Huragan braw. Tumor też bije.<br>I krzyki: Niech nam Szmaciak żyje!<br><br>No, proszę! Jednak się udało!<br>Zakutą niby jestem pałą,<br>a kto ma tutaj refleks taki?!<br>- pomyślał Szmaciak nad Szmaciaki.<br>I do Warszawy! Do Warszawy!<br>Po nowe laury, nową sławę!<br>Z donosów, intryg pełnym worem!<br>Czmychajmy, siostry, w nocną porę!</><br><br><br><div type="poem" sex="m" year=1984><tit>SEN TOW. SZMACIAKA</><br><br><br><gap reason="sampling"><br>Nagle, klnąc brzydko: Psiakrew