do posługiwania się językiem polskim, jeśli zachodziła potrzeba. Dopiero potem podniesiono używanie "nieswojego" języka do rangi narodowej zdrady i sprawa urosła do nieprawdopodobnych wymiarów. Na co dzień posługiwano się dialektem przygranicznym i wydaje się, że polski był w tym samym stopniu ubarwiony lokalizmami, jak i niemiecki. <br>Uderzyło mnie w tej książeczce niezwykle rozbudowane słownictwo fachowe. Każdy drobiazg, każda rzęska, każde wgłębienie, każda plamka miała swoją nazwę, na dodatek łacińską lub wywodzącą się z łaciny. Choć miało to swój urok, nie mogłem się opędzić od myśli, że ponazywanie wszystkiego sugeruje stałość, powtarzalność, niezmienność i daje wskazówki tak dokładne jak dobra mapa sztabowa