moment, serce uderzało tak mocno, iż myśleć można było, że to zegar gdzieś tyka, spazm chwytał za gardło, a nade wszystko całe ciało i duch drżały dusznym zachceniem. Duszność była nie tylko we mnie, ale i wkoło mnie. Zdawało się, że powietrze w pokoju sprężyło się, nie był to pokój kształtny, ale mroczna plama, łóżka wokoło migotały białym cieniem, a smugi światła na suficie rozlewały się nieuchwytnie. Wydawało mi się, jakby wszystko wkoło mnie pokryte było zasłoną z muślinu, która mi broni dostępu do kształtności świata, a za oknami noc złorzeczyła ciemnią.<br>Odrzuciłem kołdrę i odkryłem piersi, lecz nie tu duszność