paru słowach, że teraz jest lepiej. Słuchała, ale wyczułem, że chociaż pytanie, które zadała, nie jest jej obojętne, obojętna jest jej moja odpowiedź. Potem powiedziała:<br>- Puścili pana?<br>Ale w istocie nie było to ani pytanie, ani żądanie, bym coś wyjaśnił. Ani nawet konstatacja. Raczej frazes. Z gatunku tych, którymi kiedyś kwitowało się czyjś powrót z podtóży pełnej tradycyjnych niebezpieczeństw.<br>- Na długo pan?<br>Była już o tym mowa przy wynajmowaniu pokoju. Na miesiąc? Na dwa? Zależało wszystko od sprawy, dla której przyjechałem. Co do pieniędzy na pobyt, liczyłem na poanoc pana Campilli, zgodnie z jego obietnicą w liście do ojca. O tych