gwaru zapewne, wśród słów podniecenia, stłumionych niepotrzebnie chmurką niemej euforii, melancholijnej ekstazy, poezji opuszczającej książki, przechodzili obok jakby z pewnym żalem, może z lękiem, że choć tak dużo napisali w tym mieście, tyle wina tutaj wypili, coś się w końcu nie ułożyło...<br>Gdy próbuję wrócić do rzeczywistości przypomnieniem o zagrożeniu laguny, powtarzając za moim przyjacielem weneckim wieści o zatruwaniu wód przez ścieki przemysłowe z Marghery, przez algi, przez ruch na Canale Grande, artyści unoszą kieliszki z jasnym Picolitem i oślepiają mnie załamanym światłem nieba. Wtedy mówię o posągu młodej partyzantki ułożonym w wodzie po drugiej stronie ogrodów, ale nie robi to