panna Gołębiowska nie niecierpliwi się ani trochę. <br>Tylko na jej twarzy pojawia się leciutki, tajemniczy uśmieszek. <br><br><br>- Mam tu - rzuca niedbale - jeszcze jedną. <br>Trochę droższa. Ale (uśmiech jej staje się <br>jeszcze bardziej nieodgadniony) nie wiem, czyby ci się, kochaneczko, <br>podobała z wiśniowego drzewa. <br><br>I kładąc przed tobą taką niepozorną niby, nie <br>lakierowaną i nieforemną, o ciemnowiśniowej barwie, <br>dodaje wciąż z tym samym uśmiechem: <br><br>- Powąchaj! <br><br>I okazuje się, że pióro pachnie jakimś nieszkolnym <br>zapachem, zapachem, w którym nie czuje się ani farby, ani <br>lakieru, ani atramentu, ale zapach wiśni, sadu, wakacji! <br><br>A panna Gołębiowska opowiada szeptem, ostrożnie spoglądając <br>na drzwi, czy czasem kto