swoje łóżko i trwał jak kłoda, w tężcu rozpaczy. Straszliwa żałość sparaliżowała myśl. "Co mi jest, co mnie to wszystko obchodzi, przecież jest mi zupełnie obca, zupełnie obca. Wszystko składa się na to, aby ją znienawidzić. Chociażby wtedy, na ulicy. Zakpiła przecież ze mnie bezlitośnie". Począł płakać bezgłośnie, tylko łzy lały się ciurkiem na poduszkę. Zakalec rozpaczy, całe to nagromadzenie psychicznego jadu z wolna zaczęło mięknąć, rozpływać się i wreszcie tylko wielkie osłabienie i pustka pozostały w Lucjanie.<br>Zbliżył się Dziadzia.<br>- Wybecz się, a potem pójdziemy na wódkę.<br>"Wybeczał" się wreszcie, wstał podświadomie szczęśliwy ze swego utrapienia. Było mu lekko. Ileż