pozwalamy się zdarzeniom łączyć w łańcuchy zdarzeń, nie lubimy pojedynczych zdarzeń, wolimy te łańcuchy, czepiamy się ich, uzależniamy od nich sens następnych zdarzeń, choć czasami widać gołym okiem, że niektóre ogniwa, powiązane na siłę drutem lub zgoła nitką, rozerwą się niechybnie przy którymś kolejnym szarpnięciu naszej ogłupiałej egzystencji. Niekiedy jakiś łańcuch zamyka nam się w formę okrągłą, samopotwierdzającą się, i wtedy używamy go do tworzenia różnych ogólnych zasad, acz jest to całkiem tak, jak gdyby posprzątać w pokoju jeden kąt, a następnie, kontemplując go, wnioskować zeń o schludności całej reszty, nie tkniętej od miesięcy ścierką ani miotłą. Może już lepiej usiąść