w koło posyłając Klarze pocałunki. Stała na chodniku i śmiała się wesoło, gdyż robiłem głupie miny, a poły marynarki rozwiewały mi się na wietrze jak pokraczne skrzydła. Udawałem ptaka, który pożera samego siebie.<br>Naraz na placu powstał popłoch, Ze wszystkich stron zajechały budy. Wyskoczyli z nich esesmani i zaczęła się łapanka. Ludzie pouciekali do bram, znikła Klara, ulotnił się właściciel karuzeli. Esesmani, wymachując rozpylaczami, zagarniali wszystkich, kto nie zdążył uciec. Wrzeszczeli, popychali kolbami opieszałych przechodniów i wpychali ich brutalnie do bud.<br>Kręciłem się na karuzeli z przerażeniem w sercu, bez możności zatrzymania się ani ucieczki.<br>Jeden z esesmanów podbiegł do karuzeli