leżące w wilgotnych kątach podwórka. Ale nawet i ten mech nie miał nic z szorstkiej wełnistości mchów leśnych, lecz okrywał kamienie ciasno przylegającym, zielonym pokrowcem z zamszu. Zamiast drzew stały wzdłuż ulicy gazowe latarnie na żelaznych, smukłych pniach..<br>Pod ,trzecią latarnią, licząc na lewo od Rodakowego okna, przystawał kiedyś, w latach trzydziestych, młody człowiek i korzystając z jej światła, czytał. Nawet latem nosił zmiętoszony szalik na szyi, zasłaniał nim brak koszuli.<br>I kiedy Rodak spoglądał na lewo i na prawo ze swojego okna, nie miał w polu widzenia przedmiotów obcych i martwych, wszystkie opowiadały o wydarzeniach i lasach ludzkich. Dlatego czuł