Amsterdamu i kupi nasiona trawy, to się długo nie wahałem. Nie ma to jak własna uprawa. U dilera cholera wie, co kupisz. Podobno szprycują trawę jakąś chemią, dodają heroiny do wody. Fakt, że często jak przypalaliśmy kupne, to łapaliśmy cienkie klimaty, jakieś <orig>paranojki</> w stylu, że nikt mnie nie lubi, łeb walił, no <orig>chujówka</>. A jak sam zasadzisz, to wiesz co masz. No i ta przyjemność jak rośnie, doglądasz swoje maleństwa. Trzeba tylko w pewnym momencie wyrwać facetów, to znaczy męskie krzaki, które mają kulki z nasionami. Bo jeśli zapłodnią żeńskie, to po ptakach. Numer polega na tym, że nie wiesz