po czwartym piwie, po szóstym zaczynał się dół. Jakże zajebiście piękna ta Ewa! Wcześniej ot, taka sobie laska, ale teraz!... Długie czarne włosy opadały lśniąco na opalone ramiona, a w szkarłatnych wargach czaił się uśmiech niczym figlarny ognik. Długie i szczupłe palce wdzięcznie tańczyły nad stołem, smukłe nogi drżały w lekkim, motylim rozchyleniu. A oczy! Boże ty mój! O wiele piękniejsze od tamtej, wtedy na klatce. W oczach Ewy dostrzegł nic innego, tylko błękitny bezkres nieba!... Zygmunt nie umiał się obejść bez kiczowatych sentymentalizmów, wiadomo - rodzina pochodziła z Kresów, więc landszaft duszy pozostał. Nie dowierzając, podszedł jeszcze bliżej. Zdążył nachylić się