istotę wyróżnioną przez Boga, wysokie zaś, transcendentne wartości, które reprezentowali dostojnicy i kapłani, zrównano z marzeniami czy zachciankami prostaków... Wszystko co żywe - od Arystotelesa do muchy - zbratało się więc w opuszczeniu, nieszczęściu i śmierci... Dlatego pod koniec życia rozmyślał podobno Gombrowicz o napisaniu opery, która by przedstawiała cierpienia much na lepie... Pomysł bliski Wyludniacza Becketta.<br>Bezradność wobec cierpienia - kosmiczną niejako porażkę wszelkiej filantropii - unaocznił Gombrowicz przypowiastką, jak to leżąc na piasku spostrzegł, że powiew wiatru przewrócił na grzbiet żuka. Owadowi nie pozostało nic innego, jak przebierać daremnie łapkami... aż do skonania. "Ja, olbrzym (...) wydobyłem go z kaźni". Po nim następnego, kilka