Typ tekstu: Książka
Autor: Kołodziejczak Tomasz
Tytuł: Krew i kamień
Rok: 2003
w niej szukając ratunku i pomocy. Na próżno.
Nie zwracał żadnej uwagi na Dorona, zresztą nic chyba nie widział i nie słyszał. Sine żyły pod skórą pulsowały powolnym rytmem, przesuwając się wyżej, ku szyi i twarzy chłopca.
Doron znał tę twarz.
*
Doron klęczał nad uspokojonym już i znieruchomiałym ciałem. Palce lewej dłoni zaciskały się na głowie młodzieńca, prawa dłoń wciąż dotykała kory młodego dębczaka. Zęby zagryzały drewniany amulet.
Udało mu się powstrzymać chorobę, objął ją władzą swej mocy, zniewolił. Ale czuł, jak jadowite duchy szarpią się i szamocą, napierają na postawione osłony. Żeby chłopaka wyleczyć naprawdę, trzeba było iść na bagna
w niej szukając ratunku i pomocy. Na próżno.<br>Nie zwracał żadnej uwagi na Dorona, zresztą nic chyba nie widział i nie słyszał. Sine żyły pod skórą pulsowały powolnym rytmem, przesuwając się wyżej, ku szyi i twarzy chłopca.<br>Doron znał tę twarz.<br>*<br>Doron klęczał nad uspokojonym już i znieruchomiałym ciałem. Palce lewej dłoni zaciskały się na głowie młodzieńca, prawa dłoń wciąż dotykała kory młodego dębczaka. Zęby zagryzały drewniany amulet.<br>Udało mu się powstrzymać chorobę, objął ją władzą swej mocy, zniewolił. Ale czuł, jak jadowite duchy szarpią się i szamocą, napierają na postawione osłony. Żeby chłopaka wyleczyć naprawdę, trzeba było iść na bagna
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego