nie mogły, bo było ich za wiele na raz. Byłbym nieszczery, mówiąc, że zew z Gdańska wywołał we mnie jedynie ładne reakcje. Pierwszą był strach. "Nie jedź tam, nie jedź" - krzyczał we mnie jakiś głos. Bałem się narastającej lawiny wydarzeń, nie pierwszy zresztą raz od wybuchu fali strajkowej w początku lipca. Bałem się o siebie i rodzinę. Ale także o "Polskę KOR-owską". Polskę niezależnej prasy, wydawnictw, kursów naukowych, łagodnej represji policyjnej. Polskę, w której realizował się unikatowy układ koegzystencji władzy z ruchem opozycyjnym, wcale niemałym, wpływającym na poczynania rządzących, odświeżającym życie publiczne, wyprostowującym ludzi, ale za słabym, by samodzielnie zagrozić