komfortowo. Gburek był ciepły, silny i ładnie pachniał wodą kolońską. Powietrze aż świstało wokół nich, gdy tak pruli na nowiutkim, sprawnym rowerze w dół asfaltowej jezdni, w stronę pól.<br><br><page nr=116><br>Konrad, skwaszony jakiś i nieswój, pedałował za nimi z wysiłkiem i zgrzytem - każdy obrót kół budził w nich dziwne, zwierzęce piski, łomotały obluzowane błotniki. Raz jeden, na samym początku drogi, zawołał: - Poczekajcie! - lecz kiedy przekonał się, że Gburek woli mknąć leciutko przez krajobraz, z pogodnym uśmiechem i rozwianym włosem, z Aurelią uczepioną w pasie - zaprzestał daremnych okrzyków i teraz z zaciśniętymi zębami, czerwony jak befsztyk tatarski, walczył ambitnie z wiatrem oraz defektami