sam odchodziłem. Tak było właśnie wtedy - pamiętam niechęć i rutynę, z którą mnie zaspokoiła i która uzasadniała przeczucie, że dziś jej obecność będzie wyjątkowo krótka; dopali tylko papierosa, zgasi, i zgaśnie dla mnie. Podniosłem się na łokciach, sięgnąłem po ubranie - to było właśnie uprzedzenie ciosu.<br>- Właściwie moglibyśmy się pobawić w lorda i lady.<br>Masz pewnie rację, że i ona żyła tam między bólem a ulgą, a to, co czułem, było odwzorowaniem i refleksem jej sinusoidy. Było wtedy tak, jak gdyby nagle ból ustąpił, a ona w zaskoczeniu nie bardzo wie, jak darowane chwile spożytkować, więc chwyta, co popadnie, na staranny wybór